.

.
.
.

piątek, 21 listopada 2014

Od Mikoto - Cd. Desmodora

-Nie całą.- Wyjaśniłam.- Dostałam hm... to nawet nie była szalupa. Możemy to nazwać podstawą. Resztę zrobiłam sama.- Uśmiechnęłam się z dumą i klepnęłam dłonią w mechanizm, który wcześniej naprawiałam. Mina mi zrzedła, kiedy coś strzyknęło i całość lekko się obniżyła. Zarumieniłam się.
-Trzeba jeszcze wiele dopracować. - Spojrzałam na niego z ciekawością. Byłam prawie pewna, że wcześniej go nie widziałam, co wydało mi się dość nietypowe. To miasto nie było jakieś ogromne. Powinnam go przynajmniej kojarzyć z widzenia. Gdzieś z tyłu głowy rozległ się natarczywy głosik, że on jest magiem. Nasza gildia przecież ich nienawidzi. Postanowiłam to zignorować. Przecież mi pomógł. Nie może być zły.
-Skąd jesteś? - Zapytałam w końcu.
-Z okolic Rojos.
-Podobno jest piękne. Chciałabym je zobaczyć.- Westchnęłam i kucnęłam przy mechanizmie. Z jednej z toreb na nogach wyciągnęłam klucz. Wreszcie przypomniałam sobie, że powinnam przynajmniej spróbować być dobrym gospodarzem. Zerwałam się na nogi i zbiegłam pod pokład, rzucając w stronę chłopaka; "Poczekaj sekundkę". Może powinnam go tu zaprosić, ale nie należałam do najporządniejszych osób, jeśli chodzi o sprzątanie. Na schodkach walało się mnóstwo części i niedokończone projekty. Po przedarciu się przez sterty nietrafionych lub porzuconych konstrukcji, dotarłam do kuchenki tak malutkiej, że ledwo starczyło miejsca, na swobodny obrót. Zaczęłam przeszukiwać szafki, nawet nie próbując zastanawiać się, dlaczego w jednej z nich znalazłam własną koszulę. Wreszcie odszukałam w miarę nie potłuczony talerz i ciastka. Zamknęłam ją biodrem i wróciłam na pokład po drodze omal nie zabijając się  o dziwne drewniane pudełko. Powinnam kiedyś przejrzeć te wszystkie rzeczy.
Postawiłam talerz na burcie.
-Napijesz się czegoś? Musisz mi wybaczyć, ale średnio przyzwyczaiłam się do przyjmowania gości. Puszka może i jest przeznaczona dla małej załogi, ale jak na razie zmieniła się w kawalerkę. Nie do końca przestronną, zważywszy na stan mojego mieszkania.- Mruknęłam zakłopotana.- Ach, zapomniałam podziękować za pomoc.- Uśmiechnęłam się lekko. Zanim zdążył odpowiedzieć, usłyszeliśmy, jak ktoś woła moje imię. Odwróciłam się i stłumiłam przekleństwo. W naszą stronę szedł przystojny blondyn w błękitnym płaszczu. Trudno go było nie poznać. Jeden z członków mojej gildii, Sebastian. Również był Wróblem, ale jego statek dorównywał wielkością niejednemu Gryfowi. Nie przyznali mu tego stopnia tylko dlatego, że był beznadziejnym kapitanem.
-Mikoto, jak dobrze cię widzieć!- Zawołał przesadnie słodkim głosem. Dwójka włóczących się za nim wybuchła śmiechem.
-Czego chcesz?- Zapytałam z trudem tłumiąc złość.
-Ale skąd ten ton?
Wskoczył na pokład. Puszka zakołysała się niebezpiecznie. Chłopak udał, że boi się, że wypadnie. Zmrużyłam oczy. Z dnia na dzień coraz bardziej go nienawidziłam.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że zalegasz jeszcze z opłatą za port.
-Wiem o tym, nie musiałeś się fatygować aż tutaj.
Mój rozmówca jakby nagle zauważył Iverno. Wyciągnął do niego rękę z czarującym uśmiechem.
-Sebastian Valeis. Tak, z tych Valeisów.
<Desmord? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz