Dziewczyna usiadła na ziemi kompletnie zrezygnowana. Ten smok to trudny
przeciwnik. Już po chwili w kącie tliło się małe ognisko. Dopiero teraz
poczuła jak bardzo jej zimno. Wtedy do jaskini wleciała polarna ćma.
Usiadła na pyszczku Lancelota. Rosalie wzięła ją szybko w ręce i
szepnęła:
- Przyprowadź pomoc. Proszę sprowadź potężne orły północne i … - jedna
łza spłynęła po jej policzku – powiedz rodzicom by się nie martwili. Nie
mów, gdzie jestem.
Dziewczyna wypuściła owada, który wyleciał bez chwili namysłu. Krigar usiadł obok niej nadąsany.
- Przepraszam. – szepnęła skruszona. Chłopak pokiwał głową nie przekonany.
- Spójrz! – Rose krzyknęła cicho wskazując na kraty. Spływały po niej ciepłe stróżki wody.
- Krigar to, to ognisko. – dziewczyna chwyciła za podtopiony lód i
wyłamała go. Smok stał nadal na warcie przy wejściu, a czarownik
siedział przy ogniu. Na palcach podeszli do ściany. Lancelot zastukał
cicho kopytami, po czym przyłożył nos do ziemi.
- Co znalazłeś? – spytała. Jeleń parsknął cicho i wskazał rogiem na ściany.
- K – K – Krigar…. – wydusiła Rosalie i wskazała na ściany jaskini, po których łaziły olbrzymie czarne pająki.
(Krigar? :P)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz