.

.
.
.

piątek, 21 listopada 2014

Od Shanga - Cd. Mir

Nieumarły smok w formie ognika, siedział grzecznie w skórzanej torbie dziewczyny. Właściwie w obecnej chwili było mu wszystko jedno. Dawno już nie czuł takiego smutku i beznadziei. Podejrzewał nawet, że nigdy nie znajdzie swojego nowego Arato. Czuł się zagubiony i straszliwie samotny. Pustki w środku niczym nie mógł zapełnić. Przygasnął jeszcze bardziej, w miarę jak pogrążał się w mrocznych myślach. Nie mógł się przecież poddać. Był wojownikiem, a oni nigdy nie dawali za wygraną. Zapadł więc w coś na kształt drzemki. Tak jak zawsze gdy był zmuszony przeczekać w samotności dzień. Zbudził go mocniejszy niż zazwyczaj wstrząs. Zaczął słyszeć jakieś głosy. Nie spodobały mu się. Ostrożnie wyjrzał na zewnątrz i zamarł. Byli otoczeni przez sporą grupę ludzi. Co gorsza dosiadali koni i mieli znaczną przewagę liczebną. Wyczuł jak dziewczyna cała się spięła.
- No dalej kochaniutka. Podziel się swoimi skarbami.
Smok zadrżał z wściekłości. Jak on śmiał tak do niej mówić! Mir uśmiechnęła się jadowicie.
- W twoich snach.
Shang spojrzał na nią uważniej. A więc miał do czynienia z wojowniczką. Dobrze, zawsze wolał je bardziej. W końcu sam poświęcił nieżycie na wojaczce.
Jeden z grupy złodziei uśmiechnął się obleśnie.
- Nie bądź głupia laleczko. Przecież nie chcesz umierać.
Na jego znak reszta wymierzyła w nią z łuków i kusz. Shang zaklął cicho. Było źle. Dziewczyna zacisnęła mocniej usta i uniosła bezbronna ręce. Uśmiechnęli się paskudnie. Na to właśnie czekali. Jeden z nich sięgnął do jej skórzanej torby w której był ognik. Shang schował się nieco głębiej. Teoretycznie mógł się jeszcze zmniejszyć. W końcu co go obchodził los nieznajomej? Nawet nie była Irmão. Teoretycznie, gdyż jednak go ocaliła. Przez to miał mały dylemat. Mir nagle krzyknęła i wystrzeliła w kilku najbliższych pociskami ognia. Smok nie mógł wyjść z podziwu. Nie spodziewał się, że z pozoru bezbronna dziewczyna potrafi czarować. Zeskoczyła zwinnie z konia i szybkimi ruchami siała śmierć i zniszczenie. Ludzie strzelali do niej, ale sprawnie unikała pocisków. Do czasu... Wystarczyło, że jeden przebił jej łydkę by wyrwać z rytmu. Upadła z cichym jękiem. Kolejne pociski z furkotem poleciały w jej stronę. Zasłoniła się dłońmi. Jakby to miało cokolwiek dać. Shang wyskoczył z torby i popłynął do niej. Gdy był już blisko przemienił się w wielką nieumarłą bestię i zasłonił skrzydłami. Może i był dziurawe, ale jakimś cudem żadna strzała się nie przedostała. Ludzie na jego widok zbledli, a część z miejsca uciekła. Smok ryknął przerażająco. To wystarczyło by zmotywować resztę do zmiany miejsca.
Gdy ostatni z nich zniknął, Shang zwrócił łeb do zaskoczonej dziewczyny.
- Nic ci nie zrobili?
Podejrzewał, że po tym wszystkim raczej nie pozwoli mu wrócić do przyjemnej, ciemnej torby.

<Mir? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz