Wielka nieumarła bestia właśnie zlatywała z nieba. Rozbiła się w pobliskim lesie łamiąc sporo wiekowych drzew. Szyję miał w strzępach, podobnie jak rozpłatany brzuch z którego sterczały kawałki krzaków.
- Cudnie. - wycharczał wypluwając zielsko. - Tak kończy się latanie w dzień.
Potrząsnął łbem i spojrzał na znienawidzone słońce które go osłabiało. Westchnął i przybrał nieco mniej rzucający się w oczy kształt. Był teraz bardziej podobny do demona. Miał wielkie czarne skrzydła i bladą cerę. Rozmasował obolałe ramię i zaczął rozglądać za kryjówką, w której spędziłby dzień. Nie czuł głodu ani zmęczenia. W końcu właściwie już nie żył. Wyczuwał, że w pobliżu musi być jakaś istota z podobnej płaszczyzny co on. Pomachał skrzydłami i zaczął się przedzierać przez krzaki.
Po zdecydowanie zbyt długim czasie dotarł w końcu do jakiejś niezbyt ciekawej jaskini.
- Chyba gorzej być nie może. - mruknął i wkroczył w ciemności.
Od razu poczuł się lepiej. Mógł przynajmniej w spokoju odpocząć bez stresu, że słońce go przypali, lub znajdzie jakiś nadgorliwy paladyn. Oczyścił ziemię i wytworzył kulę fioletowego ognia. Skała w tym miejscu stała się gładka i utworzyła coś na kształt niszy w której się położył. Nie spał tak jak normalni ludzie. Bardziej trwał w letargu bez snów. Czas leciał wtedy szybciej. Zamknął oczy. Najpierw stracił słuch, potem czucie w rękach i nogach. Następnie poczuł przyjemny zapach jakby fiołków albo innych kwiatków. Uśmiechnął się bo to było coś zupełnie nowego. Gdy ktoś musnął mu delikatnie policzek i szepnął w ucho:
- Śpiiiij.
Otworzył oczy i chwycił za oba nadgarstki nieznaną kobietę. Była śliczna, miała niespotykany kolor włosów. Były długie i delikatnie muskały mu skórę. Zmrużył oczy.
- Co tu robisz Irmão?
Spojrzała zaskoczona, ale nie mogła się wyrwać.
- Jak mnie nazwałeś?
Przekrzywił głowę i usiadł, pociągając ją za sobą.
- Irmão oznacza w języku smoków siostrę, lub brata krwi. Jesteś z Nilfheimu. Po co mnie niepokoisz?
<Alice? masz świrku xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz