.

.
.
.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Od Rosalie - Do Ifrysa

Rosalie szła cicho po lesie. Przed chwilą pokłóciła się z ojcem – uważał, że powinna zająć się domem, a nie wypadami do lasu. Jednak córka jak zwykle nie posłuchała. Była ciemna bezksiężycowa noc. Niebo miało odcień atramentu. Nagle usłyszała trzask gałęzi. Sekundę później trzymała już miecz w gotowości i patrzyła czujnie między drzewa. Nagle poczuła na szyi ostrze sztyletu.
- Nic nie mów. – mruknął ten ktoś. Patrzył na ścianę lasu. Po chwili puścił ją i unikając jej spojrzenia zagłębił się dalej w las. Rose zaciekawiona tajemniczym osobnikiem, lecz też trochę oburzona poszła cicho za nim. Chłopak zapuszczał się w okolice mokradeł, których nie znała. Nagle zatrzymał się gwałtownie tak, że prawie na niego wpadła.
-Dlaczego za mną idziesz… - wyszeptał prawie bezgłośnie. Nic nie powiedziała, po prostu zaniemówiła. Nieznajomy odwrócił się. Spojrzała w jego różnokolorowe oczy.
- Nie idź za mną. – powiedział spokojnie jednak Rosalie wyczuła w nim groźbę.
- Pójdę, jeśli będę chciała. To nie twój las. – żachnęła się.
(Ifrys?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz