Wielki granatowoczarny smok leżał drzemiąc w oświetlonej wschodem słońca lodowej jaskini. Spojrzał leniwie jednym okiem, potem dołączył drugie. Nigdzie go nie było. Westchnął i przewrócił się na drugi bok.
- Jak się zabije, to nie będzie moja wina. - burknął.
Zaraz potem otworzył nagle oczy, słysząc dobiegający z zewnątrz krzyk brata.
- Lataaam! Laaataaam...
Wybiegł z jaskini i zawisł nad ostrą krawędzią. Z tego miejsca, na ścianie olbrzymiej góry, widział wszystko. Także niewielkiego, lodowego smoka, który właśnie spadał.
- O Bogowie. - warknął Yuni i rozwinął skrzydła, aby znowu go ratować.
Delikatnie chwycił mniejszego smoka i zawisł w powietrzu.
- CO ty wyprawiasz? Nie widzisz, że latam?! - warknął Mediterano, starając się wyrwać.
- Widzę raczej jak znowu chcesz skręcić kark!
- Daj spokój! Jestem już dorosły. Muszę się nauczyć.
- Ale... ech... - podleciał do półki skalnej i wylądował. - Nie rozumiesz? Jakby coś... no nie wiem, powinieneś już umieć. - tłumaczył po raz setny Yunashi.
Mniejszy Mediterano spojrzał na piękny wschód słońca. Łeb mu opadł i sapnął smutny.
- Jestem beznadziejny. Może ktoś się pomylił i jednak urodziłem się jaszczurką?
Yunashi wywrócił oczami.
- Ta, jasne. Wiesz co? Mam pomysł.
Młodszy spojrzał z ociąganiem, ale w błękitnych oczach widać było zaciekawienie.
- Co.
- Polecimy do wioski. Będzie fajnie! - rozwinął skrzydła i już był kawałek dalej.
- Wątpię... - burknął i zamachał bezskutecznie swoimi.
Uniósł się na kilka centymetrów i zeskoczył w przepaść. Przynajmniej mógł czasami szybować, a wioska była blisko. Głupi ludzie nadal się nie nauczyli, że te tereny należą do smoków. Yunashi zataczał małe kręgi nad próbującym nadążyć bratem. Od zawsze miał problemy z lataniem. Mimo wszystkie wierzyli, że w końcu uda mu się polecieć. Mediterano pokonywał wielkie zaspy śnieżne metodą skoków i małego lotu. Wyglądało to komicznie, ale niestety zwykle takie nie było. W końcu co to za smok który nie umie latać?
- Widać wioskę! - krzyknął do niego Yunashi.
Nemo przystanął i zaczął głęboko oddychać, zmęczony.
- Wy...wy...wybornie. - wysapał.
- Nie mają strażników. Ha! Głupki.
- Biedacy. Ale pamiętaj! Nie jemy ludzi, nie? - zapytał Medi.
- Chym... zastanowię się. - powiedział z gadzim uśmiechem.
Mediterano spojrzał na niego ostro, ale wiedział, że nic nie może zrobić. Jego brat był dobrze znany w tych rejonach. Uchodził za groźnego i nieprzewidywalnego drapieżnika.
- Tylko się nie wychylaj! - warknął jeszcze i wzbił w powietrze.
Miał dzis apetyt na wojownika Helados.
<Katharsis? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz