Czarownik siedział spokojnie przy wyczarowanym ognisku. Był skrajnie wyziębiony i nie miał zamiaru się stąd ruszać. Gdy zobaczył nieudanych raczej uciekinierów, uśmiechnął się nieznacznie. Jak dla niego byli głupi i tyle. Wyłazić z jaskini w taką zawieruchę. Na szczęście nie mieli szans stąd wyjść gdyż drogę zagradzała lodowa ściana. Smok drzemał jak zwykle podczas burzy. Dziewczyna wskazała podchodzące lodowe pająki.
- To nie problem. - stwierdził czarownik. - Nie podejdą do ogniska bo się roztopią.
Krigar spojrzał zaskoczony raz na czarownika raz na dziewczynę po czym pociągnął ją do ogniska. Faktycznie stworzenia łaziły bez wyraźnego celu po jaskini, ale omijały przyjemną łunę ciepła wydzielaną przez magiczną kulkę. Rosalie drżąc wyciągnęła ręce bliżej.
- Tak właściwie co tu robicie? - zapytał średnio zainteresowany.
- Zgubiliśmy się. - wyjąkał Krigar.
- Mmm o to tu nie trudno. Mój statek rozbił się na szczycie góry i wpadł przez świetlik do jaskini. - wzruszył ramionami. - Miałem szczęście, że Mediterano jest wegetarianinem.
Rosalie zrobiła wielkie oczy.
- Nie zje nas?
- Nie wiem co byś musiała zrobić, by to uczynił. - zaśmiał się cicho i podał jej bukłak z ciepłym winem który zagrzał wcześniej zaklęciem.
Pociągnęła spory łyk i od razu poczuła się lepiej. Podała zmarzniętemu Krigarowi.
- Mógłbyś nas stąd zabrać? Na swoim statku? - zapytał chłopak niepewnie.
- W taką pogodę? Nie. Ale jak się skończy, to może. O ile będzie mi się to opłacało a póki co, nie chcę ryzykować.
Krigar spojrzał lekko zagubiony na towarzyszkę. Nie mieli chyba przy sobie nic cennego czym można by mu zapłacić.
<Rosalie? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz