Czarownik uśmiechnął się wrednie.
- Powiedz mi Pani, skąd możesz wiedzieć co on robi? - wskazał na swój pierścień który w odpowiedzi zabłyszczał złowrogo.
Zrobiła minę znawczyni.
- Domyślam się, że to nie jest zwykła błyskotka?
- Mylisz się. To prezent. Nic nie potrafi oprócz mnie cieszyć. To bardzo cenne, wbrew słowom niektórym. - kontynuował i zaczął się przechadzać po obozie.
Dante chciał zostawić tu Kath, ale nie pozwoliła i ruszyła z trudem za nimi. Chyba chciała być obecna przy negocjacjach.
- Ale wisior który ci proponuję jest jeszcze cenniejszy. - powiedziała i skrzywiła się z bólu.
- Szczerze wątpię. - rzucił jej pogardliwe spojrzenie.
Podszedł do nich młody chłopak, na oko dwunastoletni w szarej todze akolity. Miał jasne, złociste włosy i wielkie oczy.
- Mistrzu. To straszne, jest wielu rannych i... sam nie dam rady.
- Cóż, to się zbieraj. - powiedział Asmistus.
- Co?! Ale oni potrzebują pomocy! - warknął Albert.
- Albercie, Albercie. Kto w tych smutnych czasach jej nie potrzebuje?
- Czego chcesz! - wrzasnęła nagle Katharsis, blada jak umarły.
Wszyscy na nią spojrzeli z zainteresowaniem.
- Nie wiem. Może odrobiny spokoju? Albo tego by w końcu wszelka ludzkość zniknęła z powierzchni ziemi. - odparł mag z ognikami wściekłości w oczach.
Albert westchnął.
- Mistrzu. Ona pyta poważnie.
- Hę? Cóż... pomyślmy... co może mi dać piękna kobieta. Ach to proste. Najlepiej zniknij mi z oczu bo działasz na nerwy.
Zrobiła się czerwona na twarzy. Albert zresztą też.
- Mistrzu! To niegrzeczne!
- Serio?
- TAK! - wrzasnął młodzieniec.
O dziwo czarownik pokiwał smutno głową.
- Cóż, w takim razie. O cenie jeszcze z nią porozmawiam, a teraz ściągnij posiłki z gildii. Mamy tu sporo roboty.
<Katharsis? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz