Dante z trudem utrzymywał spokój. Nie wyobrażał sobie prosić o pomoc kogokolwiek innego niż członków swojego zaufanego oddziału. Poza tym Tari w jego oczach, wydawała się delikatną, piękną osóbką, którą należy chronić. Sam się zdziwił, że w ogóle chciał ją zabrać na tą wyprawę.
- Wiesz co? Chyba jednak lepiej będzie jeśli zostaniesz. Tam może być niebezpiecznie i... - przerwał widząc jej wściekłą minę.
- Czy ty coś insynuujesz?
Pokręcił głową zakłopotany.
- Ja... nie skąd. Tylko pomyślałem, że jednak ten nekromanta i smok. Zdecydowanie nieumarły gad to zbyt wielkie niebezpieczeństwo dla kogoś takiego jak ty. - poczuł dziwne ukłucie niepokoju i fale gorąca.
Jak przed pierwszą bitwą. Dziewczyna zmrużyła niebezpiecznie oczy.
- Dante. Ja idę z wami. Jasne?
- Ale..
- Jasne? - zapytała z naciskiem.
Przejechał palcami po włosach.
- No w sumie. Ale na smoka na pewno nie pójdziemy bez wsparcia magicznego. Najpierw demony i nekromanta.
Odstawiła nieco dalej talerz i złączyła palce w piramidkę.
- Zdajesz sobie sprawę, że smok może mieć inne plany?
Spochmurniał. Oczywiście, że wiedział jakie jest ryzyko. Heladosi zawsze żyli na krawędzi śmierci. Nie chciał jednak ryzykować jeszcze jej życia.
- Smokiem się nie przejmuj. Myślę, że jest już daleko. - wstał i ostrożnie zasunął krzesło.
Jakby starał się robić wszystko jak najciszej. Może bał się, że drobna elfka nagle na niego naskoczy? Z kobietami nigdy nie wiadomo.
- A co zrobicie potem? - zapytała wpatrując się w niego uważnie.
- Nie wiem. Będziemy musieli wrócić do zrujnowanego atakiem fortu na granicy Lodów. Zapewne... nie będziesz chciała udać się z nami. - już zebrał się do wyjścia, ale przystanął. - Spotkanie oddziału jest za dwie godziny obok fortu strażników. Wyruszymy stamtąd bezzwłocznie. Lepiej się nie spóźnij.
Wyszedł z prawdziwą ulgą z ciepłej oberży. Stłumił jednocześnie narastające obawy i ciągnąc za sobą bardzo niezadowolonego brata, ruszył do pozostawionej nieopodal grupy. Czekały ich końcowe przygotowania. Mieli zamiar schwytać nekromantę, nie zabić. W tym celu zabrali ze sobą spory wóz- klatkę, zaprzężony w dwa konie. Był on odporny na wszelką magię i powinien z łatwością utrzymać ich przeciwnika. Potem, cóż... niech się dzieje co chce.
<Tari? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz