- Nie jestem dzieckiem! – warknęłam do pana Rolfa.
Ten wykrzywił się w ironicznym uśmiechu i spojrzał znacząco na Ifrysa. Zaklęłam siarczyście pod nosem i wbiłam wzrok w blat stołu.
- Co to za straszne słowa z tak pięknych ust? – powiedział szyderczo chłopak. Ugryzłam się w język żeby mu czegoś nie powiedzieć. Popatrzyłam z powrotem na talerz z jakimś ochłapem dzika.
- Ja tego nie zjem. – oznajmiłam unosząc hardo podbródek.
Staruszek westchnął, a Ifrys powiedział:
- Zjesz to.
- Jesteś taki pewien? – spytałam odsuwając talerz.
Chłopak wstał i nie patrząc na mnie powiedział:
- Idziemy.
Wyszłam za nim niepewnie, co chce zrobić. Na podwórku przycisnął mnie do ściany i przeszył zimnym spojrzeniem poważnych oczu.
- Zjesz to, bo Rolfie jest nam potrzebny. A raczej mi, – więc bądź dla niego miła chyba, że chcesz mieć do czynienia ze mną. – warknął.
Pokiwałam głową spłoszona. Weszliśmy znów do chatki. Usiadłam na brzegu krzesła patrząc na Ifrysa wystraszonym spojrzeniem
- Panie Firestone cóż pan jej zrobił? – spytał zdziwiony starzec patrząc jak chwytam za wystającą kość … tego czegoś do jedzenia.
(Ifrys?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz