- Pani pierwsza. - ukłoniłem się z kpiącym uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i pewnie weszła do środka.
- Zajmę się zwierzakami. - rzuciłem przez ramię, zamykając drzwi - Panie Rolfie, proszę przygotować tej damie coś na kolację.
Pozostawiłem elfkę pod opieką staruszka, a sam podszedłem do czarnego ogiera i zaprowadziłem do niewielkiej szopki na tyłach domu. Była niewielka, ale ciepła i z pewnością pomieści dla wierzchowce.
- Idziesz, czy wolisz spać na dworze? - jeleniowaty obserwował mnie uważnie, jednak zachował bezpieczną odległość - Jak chcesz. - rozsiodłałem konia, wyczyściłem i nasypałem świeżego siana.
Na ziemi postawiłem dwa drewniane wiadra. W jednym wodę, w drugim jedzenie dla zwierząt. Poklepałem wiernego towarzysza po grzbiecie i wyszedłem na zewnątrz. Zostawiłem otwarte drzwi, gdyby rogacz jednak zgłodniał. Nie myliłem się, już po chwili donośne chrupanie dochodzące z szopy ostatecznie przekonało jelenia, że nie ma się czego bać. Niepewnie wszedł do budyneczku, obwąchując wszystko ostrożnie. Ja również postanowiłem przyłączyć się do kolacji w domu Rolfa, zwłaszcza, że smakowite zapachy czułem już w progu. Wszedłem niespiesznie i zaniemówiłem z trudem usiłując nie parsknąć głośnym śmiechem. Dziewczyna siedziała przy stole napięta jak struna z najwyższym obrzydzeniem obserwując górę tłustej dziczyzny na talerzy.
- Panie Firestone, proszę przemówić temu dziecku do rozsądku. Nie chce jeść! - dziadek gniewnie tupnął nogą o drewnianą podłogę.
<Rosalie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz