.

.
.
.

niedziela, 16 listopada 2014

Od Krigara - Cd. Tari

Krigar siedział jak kłoda na grzbiecie wielkiego kuca. Stworzenie przypominał raczej jakąś bestię, porośniętą grubym futrem. Człapało powolutku, za wielką kolumną jeźdźców. Obok jechał jego brat Dante.
- Właściwie dlaczego opuściliśmy Fort, w Krainach Lodu? - zapytał Krigar, chcąc znaleźć cokolwiek, co pozwoli mu nie myśleć o jeździe.
To ciągłe kołysanie przyprawiało go o mdłości. Dante wydawał się zamyślony i dopiero po chwili odpowiedział.
- Musimy odnowić zapasy. Po ostatnim najeździe demonów, mamy spore braki. - mówił ze spokojem, ale nawet głupi wyczułby nienawiść którą skrywa.
Wojownicy Helados od wieków walczyli z demonami, upadłymi, przeklętymi i nekromantami. Ostatnia porażka wiele ich kosztowała. Stracili cały zamek, który teraz należało odbudować. Wielu obrońców, nie mających szans w starciu, poświęciło swoje życia.
- Dobra, rozumiem. Ale po co ja tu jestem? - zapytał.
Wiedział, że w hierarchii jest na najniższym poziomie. W dodatku, gdyby był jeszcze niższy, on by tam wskoczył natychmiast. Był Myszą, Żółtodziobem i to dosłownie. Ale Dante ubzdurał sobie, że się nie podda i nauczy go wszystkiego. Niestety ze skutkiem odwrotnym, a nawet destrukcyjnym dla otoczenia.
Dante zaszczycił go przelotnym spojrzeniem lodowatych oczu. Jechał na olbrzymim, białym ogierze, zabezpieczonym zbroją. Za nimi zaś zmierzali inni wojownicy, z wozami wypełnionymi pogiętymi blachami. Podobno mieli uzyskać pomoc w mieście od jakiegoś maga, który zbuduje im nowy fort. I zabezpieczy zaklęciami. Oczywiście nic za darmo i kto wie, czego sobie zażyczy.
- Ty jesteś z nami, bo sobie tego życzyłem. - uciął rozmowę.
Krigar skrzywił się i wolał już nic nie mówić. Obok niego szedł Geo, piękny jeleń który wszędzie mu towarzyszył. Lodowy olbrzym Dantego, został w forcie, w razie kolejnych ataków.
Przed sobą ujrzeli bramy miasta. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Droga była długa i męcząca. Każdy z chęcią odpocznie. Każdy... z wyjątkiem Dantego.

***
Krigar otrzymał niewielki pokój w gospodzie, który dzielił  z dwoma innymi wojownikami. Było tam tak ciasno, że zdecydował się na spacer. Poza tym miał zamiar wybrać się do pobliskiego lasu i nazbierać jakieś zioła. Wszystkie ich zapasy zostały zniszczone, a w Forcie, bądź raczej jego ruinach, zostali ranni. Ruszył pewnym krokiem, przez pogrążoną w mroku puszczę. Las był jednym z niewielu miejsc, w których czuł się na miejscu. Geo pobiegł przodem, radosny i wolny.
- Poczekaj! - krzyknął za nim, ale nie zamierzał przecież ścigać.
Nachylił się nad pękiem świecących ziół i wykopał niewielką roślinkę.
- To się przyda...
Rozejrzał się i zamarł, słysząc... no właśnie. W lesie panowała nienaturalna cisza. Znak, że nie jest już bezpiecznie. Zaklął na głupotę Geo i wstał, ostrożnie idąc przed siebie. Nim się zorientował poleciał do przodu, zaczepiając o jakiś korzeń. Na szczęście ochronił torbę z ziołami przed zgnieceniem, ale cóż, niewiele to pomogło jego stłuczonym żebrom.
- Rany... - jęknął.
Zobaczył nad sobą piękną elfkę i zamarł.
- Nic ci nie jest? Wstań, ziemia jest dziś wyjątkowo zimna. - powiedziała, wyciągając do niego dłoń.
Przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć. Czy chciała go zabić? Ba, na pewno. Nikt normalny przecież nie łazi nocą po lesie. Uśmiechnął się wymuszenie, ale nie przyjął ręki.Pewnie w drugiej trzymała sztylet.
- Tak... faktycznie jest zimno. - powiedział, wstając i otrzepując spodnie.
Następnym co zauważył był wielki gryf, śpiący nieopodal. I tyle, jeśli chodzi o jego ostrożność.
- To gryf! Prawdziwy! Wspaniały! - powiedział zachwycony, podchodząc do niego.
Potrafił porozumiewać się ze zwierzętami, ale nie chciał go budzić. Tak słodko spał.

<Tari? Jeszcze nie zemdlał xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz