Zsuwam się ostrożnie z kamienia i ruszam w kierunku brzegu, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z dowódczyni grupy - nimfy o jasnoniebieskiej, gdzieniegdzie pokrytej korą skórze i granatowych, lśniących włosach. Kuleję dosyć mocno, ale dumnie unoszę głowę, starając się nie dać po sobie poznać, że noga mnie boli.
Neauriel, rzeczona dowódczyni, uważnie śledzi każdy mój ruch.
- Kulejesz, błękitna bestio - stwierdza w końcu, nie kryjąc zdziwienia. - Czy to oni okazali się godnymi ciebie przeciwnikami? - Wskazuje podbródkiem na nekromantę, któremu właśnie udało się stanąć na nogach. Cały ocieka wodą i wręcz ugina się pod ciężarem przemoczonego płaszcza. Bardziej przypomina teraz zdezorientowane kurczę niż złowieszczego kruka.
Prycham pogardliwie, słysząc jej słowa, i zatrzymuję się przy czarnym magu.
- Oni nie stanowią dla mnie żadnego problemu - oznajmiam z wyższością, splatając ręce na piersi. - Nie zapominaj, kim jestem.
- Dlaczego więc zamiast unicestwić ich od razu, pozwoliłaś im, by skazili swą obecnością wody żywiące Jivanę?
Właśnie, dlaczego?
Właściwie to nie wiem, co powinnam odpowiedzieć, by nie wyszło na to, że nie wywiązuję się z umowy, dzięki której nimfy dają mi spokój i pozwalają spokojnie mieszkać w podległej im części lasu. Teoretycznie mogłabym też załatwić nekromantę teraz, ale wyglądałoby to tak, jakbym leśnym duchom służyła, więc ta opcja również odpada. Moja duma zbytnio by na tym ucierpiała.
Nagle przychodzi mi do głowy rozwiązanie idealne... no, prawie idealne. Tak czy siak uznaję je za wystarczająco dobre, by od razu wprowadzić je w życie.
- Ponieważ oni są ze mną - odpowiadam urażonym tonem, kładąc Selthusowi rękę na ramieniu. - Można powiedzieć, że to przyjaciele. Skąd ten brak zaufania? Nie sądzicie chyba, że pozwoliłabym pałętać się po waszej puszczy czarnoksiężnikom?
- Nie, oczywiście, że nie. - Neauriel wydaje się przez chwilę nieco zakłopotana, zaraz jednak na jej twarz wraca maska obojętności. - Jeśli to twoi przyjaciele, będą bezpieczni tak długo, jak twymi przyjaciółmi pozostaną. Szkoda jednak, że to nie ci, których szukamy...
- A kogo dokładnie szukacie?
- Nie wiemy - nimfa wzrusza lekko ramionami ze zmartwioną miną. - Rada wyczuła jednak niedawno obecność potężnych sił ciemności, a więc słudzy zła musieli jakoś wkroczyć do Jivany. Próbujemy ich odnaleźć, nim dotrą do Ne... - urywa i rzuca Selthusowi wrogie spojrzenie. - ...sama wiesz dokąd.
- Ktokolwiek to jest, wiemy na pewno, że jest znacznie silniejszy od twoich towarzyszy - wtrąca jedna z towarzyszek Neauriel. - W dodatku nie jest sam i prawdopodobnie ukrywa się gdzieś w pobliżu twojego leża.
- Dziękuję za ostrzeżenie. Ja również się za nimi rozejrzę.
Neauriel uśmiecha się i kiwa lekko głową.
- Uważaj na siebie, Płomienna - mówi na pożegnanie, a potem odwraca się i po chwili znika mi z oczu w gęstwinie. Nimfy, jedna za drugą, podążają za nią i po chwili na brzegu nie ma już nikogo prócz tej małej paskudy, która mnie pogryzła i która teraz ugania się za motylami.
- No, skoro problem z nimfami już rozwiązany... - odzywam się po chwili, odwracając się ze złowieszczym uśmiechem do stojącego wciąż obok mnie nekromanty - ...pozwólcie, że skorzystam z faktu, że jesteście mi coś winni za uratowanie wam życia i wypytam was o parę rzeczy.
< Selthusie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz