Zamarłam z kawałkiem chleba w połowie drogi do ust.
- W moim ojczystym języku oznacza pokój. Nie sądzę, abyś znał język irmiański. - przyglądałam się nekromancie z uwagą.
- Wiele rzeczy o mnie nie wiesz. - w głosie mężczyzny pobrzmiewał smutek.
- Ludzie niechętnie przebywają w twoim towarzystwie? - spytałam cicho, spuszczając wzrok.
Zamiast odpowiedzi, uśmiechnął się blado i zajął swoją porcją posiłku. Odniosłam wrażenie, że w oczach mężczyzny zabłysły na chwilę niebezpieczne ogniki, ale zgasły zaraz, więc mogły być zaledwie przewidzeniem. Stworek tymczasem hasał wesoło, wynurzając się niespodziewanie z ciemnych kątów i powiększając bogatą kolekcję pajęczyn na mordce. Właśnie mlaskał głośno, przeżuwając zapewne jakiegoś pająka. Na samą myśl o tym poczułam jak włoski na plecach stają mi dęba. Aby oderwać myśli od ponurych rozważań na temat diety Kropka, rozejrzałam się po wnętrzu krypty oświetlonym niespokojnymi płomieniami. Wreszcie mnie olśniło.
- Tu gdzieś musi być wyjście! - wykrzyknęłam uradowana.
Zwielokrotnione echo powtórzyło słowa, brzmiące bardziej jak drwiące głosy stada chochlików. Rzuciłam niespokojne spojrzenie na posągi, ale te pozostały martwe. Westchnęłam z nieopisana ulgą.
- Na przyszłość bądź ostrożniejsza. - wzrok nekromanty był dość wymowny...
- Wybacz. - szepnęłam cicho - Spójrz, ogień tańczy. - wskazałam na rowek wykuty w ścianie ciągnący się wokół całego pomieszczenia - Gdzieś tu jest przepływ powietrza.
- Równie dobrze może chodzić o niewielką szczelinę. - zastanowił się w zamyśleniu, obserwując Kropka śliniącego jeden z sarkofagów.
Nagle zamilkł, a jego źrenice rozszerzyły się znacznie. Instynktownie odwróciłam głowę, by spojrzeć w tym samym kierunku. W najciemniejszym kącie stała nieruchomo jasna, półprzeźroczysta postać młodej dziewczyny w białej sukni i czerwonym płaszczu z kapturem. Miała wyjątkowo smutny i zagubiony wyraz twarzy.
<Selthusie? Ty tu jesteś nekromantą...>
- Tu gdzieś musi być wyjście! - wykrzyknęłam uradowana.
Zwielokrotnione echo powtórzyło słowa, brzmiące bardziej jak drwiące głosy stada chochlików. Rzuciłam niespokojne spojrzenie na posągi, ale te pozostały martwe. Westchnęłam z nieopisana ulgą.
- Na przyszłość bądź ostrożniejsza. - wzrok nekromanty był dość wymowny...
- Wybacz. - szepnęłam cicho - Spójrz, ogień tańczy. - wskazałam na rowek wykuty w ścianie ciągnący się wokół całego pomieszczenia - Gdzieś tu jest przepływ powietrza.
- Równie dobrze może chodzić o niewielką szczelinę. - zastanowił się w zamyśleniu, obserwując Kropka śliniącego jeden z sarkofagów.
Nagle zamilkł, a jego źrenice rozszerzyły się znacznie. Instynktownie odwróciłam głowę, by spojrzeć w tym samym kierunku. W najciemniejszym kącie stała nieruchomo jasna, półprzeźroczysta postać młodej dziewczyny w białej sukni i czerwonym płaszczu z kapturem. Miała wyjątkowo smutny i zagubiony wyraz twarzy.
<Selthusie? Ty tu jesteś nekromantą...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz