.

.
.
.

niedziela, 23 listopada 2014

Od Mir Cd Shanga

Ze zdumieniem spoglądałam na zębatą paszczę nieumarłego smoka zaledwie kilka centymetrów od mojej głowy. Jak tu walczyć z taką gadziną...?
- Nie zamierzasz mnie zjeść? - wyszeptałam spoglądając jak zahipnotyzowana w fioletowe oczyska.
Bezwiednie wyciągnęłam rękę, by dotknąć łusek na pysku, spod których gdzieniegdzie wystawały kości. Bestia prawie natychmiast odsunęła łeb, wypuszczając nozdrzami kłęby dymu. Syknęłam z bólu przypominając sobie o przeszytej strzałą łydce.
- Nie jestem głodny. - znów zmarkotniał i zmalał znacznie, przyjmując postać ognika.
Szybko odnalazł leżącą na ziemi torbę, wślizgując się pospiesznie do bezpiecznego schronienia.
- Też bym tak chciała. - westchnęłam przez zaciśnięte zęby.
Swoją drogą byłby ciekawym zabezpieczeniem przed kieszonkowcami... Ostrożnie przyciągnęłam ranną nogę, przeklinając pod nosem w ojczystej mowie. Włożyłam w usta skrawek płaszcza i zacisnęłam mocno zęby. Czułam jak dziwne gorąco rozlewa się falą w moim ciele. Szybko złamałam grot strzały, przypłacając to nieomal utratą przytomności. dopiero po dłuższej chwili odzyskałam zdolność widzenia, choć ciemne mroczki wciąż tańczyły przed oczami. Zacisnęłam obie dłonie na drzewcu i wolno policzyłam do pięciu.
- Raz,... dwa..., trzy... - głęboki wdech - Cztery... i... - mocno pociągnęłam, czując przeszywający ból.
Uśmiechnęłam się blado na widok zakrwawionej strzały, potem zapadła ciemność. Trucizna leniwie krążyła w mojej krwi, siejąc spustoszenie.
Otaczał mnie mrok i nieskończona cisza. Nagle tuż nad głową dostrzegłam niewielkie światełko. Z trudem podniosłam ociężałą rękę i chwyciłam znajomy kształt. Powoli zbliżyłam go do oczu. To medalion, dar i przekleństwo zarazem, którego strzegłam. Niewielki kryształ zamknięty w plątaninie złotego drucika jarzył się czerwonym światłem. Moje zadanie - pomyślałam.
- Jeszcze nie czas.... - szepnął czyjś głos dochodzący zewsząd.
Obudził mnie ból.

<Shang?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz