Oddalając się od mężczyzn postanowiła wybrać się do obozowiska, które
pewnie było zniszczone. Obok niej kroczył gryf. Był skupiony, w każdej
chwili gotowy do obrony. Pogłaskała go chcąc uspokoić, lecz prawie
straciła dłoń.
- Ej, staruszku! Spokojnie!
Odpowiedział jej nerwowym pokręceniem łbem. "Co mu jest?"- zapytała samą
siebie. Odgarnęła ręką gałęzie, które torowały drogę wgłąb leśnego
królestwa. Od razu poczuła przyjemny zapach igieł i liści. Otoczenie
wyglądało pięknie. Gdzieniegdzie przebijały się ostatnie promienie
słońca. Musiała sprężyć ruchy, by zdążyć zabrać to co przetrwało, zdążyć
przed końcem dnia.
- No Shadow, teraz twoja kolej.- mruknęła
Zwinnym ruchem znalazła się w siodle, a zwierze ruszyło szaleńczym
tempem. Mocnej przytrzymała się wodzy. Zapadła w pewien rodzaj transu,
była skupiona jedynie na trasie. Z tego stanu wyrwało ją mocne
szarpnięcie. Oznaczało to znalezienie się przed celem. Zadarła lekko
głowę.
- Mamy jeszcze czas.- szepnęła
Przebiegła wzrokiem po polanie. O dziwo prawie wszystko było jak w
chwili opuszczenia miejsca. Zbierała wszystkie pozostałości. Od ubrań po
maleńkie ozdoby. Jednak nie wyrobiła się, zapadł zmrok. Wszystko
spowite było nieprzeniknionym mrokiem. Podskoczyła słysząc pohukiwanie
sowy, lecz jeszcze bardziej przeraziły ją odgłosy ciężko stawianych
kroków. Spojrzała na objuczonego gryfa. Na całe szczęście znalazło się
miejsce dla niej. Wystraszona wskoczyła na grzbiet towarzysza, który
szybko wzbił się w powietrze.
***
Zajęła mały pokój, ale na całe szczęście pupilek mógł się zmieścić bez
żadnej przeszkody. Po kąpieli opadła na łóżko. Zasnęła niemalże od razu.
Musiała być naprawdę zmęczona, ponieważ obudziła się gdy słońce
górowało. Powoli zwlekła się z łóżka.
- Dzień dobry Shadow.- ziewnęła
W nocy przyśnił jej się koszmar, nie mogła o nim zapomnieć. Zgarnęła z
szafki przygotowane ubrania. Szybko przebrała się w jasną, koralową
sukienkę, której przód sięgał lekko za kolana, a tył prawie do podłogi.
Rękawy nie były zbyt długie, bo zaledwie do łokci, nie przylegały do
rąk. Założyła buty w tym samym kolorze, na niskim obcasie. Rozczesała
włosy. Zrobiła dość grubego koka, a kilka pukli włosów opadało na jej
twarz. Nie nałożyła żadnego makijażu, ponieważ według niej był zbędny.
- Wielkoludzie, idę kupić ci coś do jedzenia.- poklepała ciemnopiórego po głowie
Wyszła z pokoju, a potem z budynku. Dante miał rację, że miasto nie było
zbyt duże. Z dziecinną łatwością znalazła rynek. Poprawiła koszyk,
podchodząc do jednego ze straganów.
- Poproszę... dziesięć sztuk sarniny... i dwie dziczyzny... i kilka jabłek...- dyktowała
Sprzedawczyni uśmiechnęła się promiennie, zapewne z powodu sporego
zarobku. Koszyk szybko zapełnił się. Tari wręczyła kobiecie
kilkadziesiąt monet.
- Dziękuję.- powiedziały jednocześnie
Odwróciła się i uśmiechnęła.
- A panowie to na zakupach?- zaśmiała się, bowiem przed nią stali Krigar i Dante
<Krigarze? Dante?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz