Calipso wpatrywała się w niego, jakby był jedną z tak długo poszukiwanych przez nią świnek morskich. Kiedy Percy zniszczył jej siedzibę i uciekł, rozbiegły się na wszystkie strony. Żałowała, że przez tego żywiołaka straciła swoje słodkie "zwierzaki".
- Leo?- powtórzyła cicho, nie mogą uwierzyć własnym oczom. jej serce nagle zaczęło bić dziwnie szybko. Czuła się, jakby właśnie obiegła całą Ogygię. Olbrzymi mięsień łopotał w jej piersi, wyrywając się ku chłopakowi stojącemu naprzeciw niej. - Leo...- szepnęła i rzuciła się mu na szyję. Zdumiony zachwiał się pod naporem Calipso. Po chwili zaskoczenia i wahania poklepał nimfę po plecach. Delikatnie, tak jak obchodzi się w stosunku do swoich przekładni.
Po dłuższym czasie Calipso widząc zmieszanie Leona odsunęła się i wpatrzyła się w jego oczy.
- Ubrudziłem cię,... Cal. - delikatnie dotknął jej policzka, by zetrzeć długi ślad smaru pozostały po czułym przywitaniu. Niestety nie zdążył, bo w tym momencie ręka nimfy spadła na jego twarz jak grom z nieba, zostawiając po sobie duży, czerwony ślad rozczapierzonej dłoni.
- Au.- tylko tyle był w stanie wykrztusić.
- Gdzieś. Ty. Się. Podziewał? - Calipso cedziła słowa wolno i wyraźnie. - Co się z tobą działo? Martwiłam się! Nie dałeś ani jednego znaku życia!- dziewczyna krzyczała, a kowale przypatrywali się niecodziennej parze nastolatków z rozbawieniem. Gdyby dwójka młodych zamilkła i posłuchała z pewnością wyszłaby z kuźni i zaczerwieniła się jak burak.
- Przepraszam. Nie chciałam cię uderzyć. Ja po prostu... Tak długo cię nie było, Valdez...
< Leo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz