.

.
.
.

niedziela, 16 listopada 2014

Od Dantego - Cd. Katharsis

Walka była wspaniała. Mieli znaczną przewagę i dosłownie starli w  proch, znacznie mniejszy oddział demonów. Z jednym mieli większy problem, gdyż był wielkości sporego smoka i zionął ogniem. Na szczęście otaczał go lód, który znacznie zmniejszał demoniczne moce. Dante osobiście pozbawił go głowy. Gdy w końcu odnalazł roztrzęsionego Krigara, miał wyjątkowo dobry humor. Dawno nie mógł się nieco rozerwać, a nie ma nic lepszego, niż oczyścić świat z plugawych potworów. Krigar raczej nie podzielał tego entuzjazmu. Był blady jak ściana i nie miał miecza. Pewnie zgubił go po drodze. Na szczęście nie zdołał uciec z pola bitwy, bo leżał przywalony wielkim cielskiem pomniejszej bestii. Cały był uwalony jego krwią, co tylko wzmogło mdłości u chłopaka.
- Bracie! Wspaniała walka! - Dante klepnął go w plecy, a ten omal się nie wywrócił.
- Jaka jest chwała w zarzynaniu nieszczęsnych?  - wybąkał chłopak.
Miał coraz ciekawsze kolorki na twarzy. Z każdą chwilą przyglądania się polu bitwy, robił się coraz zieleńszy.
Dante skrzywił się na tą uwagę i chwycił go mocno za poły skórzanego pancerza.
- Posłuchaj głupcze, masz szczęście, że tylko ja to słyszałem. Mamy świętą misję. Oczyścić świat z plugastwa jakim są demony. - odrzucił go na truchło bestii. - I NIKT nie będzie mi tu prawił żałosnych kazań.
Ktoś podbiegł do niego i szepnął na ucho, wskazując na odległy horyzont. Wojownicy zaczęli się oglądać. Zobaczyli, w miejscu gdzie powinna znajdować się twierdza Heladosów, unoszącą się chmurę pyłu.
- Na koń! Wracamy! - wrzasnął Dante.

***
Mimo, że pole bitwy nie było zbyt oddalone, wszystkim zdawało się, jakby jechali wieczność. Mieli ściągnięte w trwodze twarze. Nikt nie rozmawiał. Wiedzieli, że zastaną tylko trupy. Wjechali w pędzie na zrujnowany dziedziniec i zamarli. Natychmiast spostrzegli gruzy twierdzy, zaraz potem przytwierdzonych do ścian łańcuchami ludzi. Dante zeskoczył i podbiegł do leżącej w krwi Katharsis. Odepchnął pozostałych ludzi i delikatnie pogładził jej jasne, zlepione włosy.
- Kath, Kath... proszę, nie umieraj, błagam cię. - powiedział tuląc ją i szlochając cicho. Zarz potem zapanował nad emocjami i rozejrzał wokół, zaczerwienionymi oczami. - Uzdrowiciela! Szybko!
Z tłumu wyszedł młody chłopak w barwach Zakonu Światła. Podbiegł do niej i dotknął czoła. Zaczął szeptać zaklęcia. Dziewczyna drgnęła i otworzyła oczy. Cierpiała. ale przynajmniej rany już nie krwawiły.
- Zorganizować tymczasowe baraki! Rozkuć ludzi! Ruchy! - warknął Dante, a potem delikatnie pogładził ją po czole. - Mogłem cię posłuchać. Wybacz mi. Tak bardzo mi przykro.

<Katharsis? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz