Wojownik uśmiechnął się wymuszenie.
- Świetnie. Będę wiedział co wyryć na nagrobku.
Przerwał mu mocny powiew wiatru. Na polanie wylądował wielki, nieumarły smok. Czarna bestia wygięła szyję w łuk, a z nozdrzy wystrzeliły języczki fioletowego ognia.
- Chyba nie będzie to konieczne. - wysyczał i zniżył łeb do dziewczyny. Zmrużył niebezpiecznie ślepia. - Nie jesteś Irmão, nie mam pojęcia dlaczego ci pomogłem.
Dziewczynę od zębisk gada dzieliło mniej niż półmetra. Włosy zmierzwił jej jego oddech.
- Nie wiem... co to oznacza. - wyszeptała blada jak ściana.
Otworzył paszczę jakby chciał zionąć ogniem. Dante zareagował natychmiast. Wybiegł przed nią, zasłaniając własnym ciałem. Odepchnął dziewczynę w bok, poza obręb ognia a sam dobył miecza.
- Ani mi się waż poczwaro. - wysyczał wściekły.
Shang ryknął tylko głośno. Najwyraźniej nie miał zamiaru zabić ich w ten sposób.
- Wojownicy są tacy żałośni. - mruknął i trzasnął chłopaka ogonem w brzuch.
Dante poleciał w tył jak szmaciana lalka. Uderzył z impetem w ziemię, ale zaraz wstał z uporem.
- Zaraz ci pokażę potworze dlaczego należy się nas obawiać!
Smok prychnął rozbawiony.
- Taka mała pchła śmie podskakiwać? Ha! - wystrzelił w jego stronę kulę wściekle fioletowego ognia która jednak chybiła.
Wojownik biorąc to za szansę, ścisnął mocniej miecz i zaczął biec. Ogień tymczasem dogasł szybko i zamienił w chmurę gazu która natychmiast dotarła do wojownika. Zachwiał się i zakaszlał a zaraz potem runął na trawę.
Elfka krzyknęła zwracając tym samym uwagę smoka. Skierował na nią wielki łeb.
- Jesteś Anor? - zmrużył ślepia.
Drżąc pokiwała głową. Bestia zamyśliła się chwilę.
- Skądś znam to imię... z innego życia... być może... Anoooor.
Na jednym ze skrzydeł zauważyła zaczepioną srebrną wstążkę którą zgubiła podczas szaleńczej ucieczki.
- Ja cię nie znam. - głos mocno jej drżał.
Spojrzał uważniej.
- Nie możesz mnie znać... wyglądam... inaczej. A moje imię również się zmieniło. To bez znaczenia. Dawne życie już zostało pogrzebane, a ja nie mogę umrzeć, błąkając się w mroku i samotności bez swojego Mistrza. - pokręcił głową i skierował się do zacienionej części polanki. - Odejdźcie, jesteście wolni a przynajmniej ty, Anor. - jakby rozkoszował się tym ostatnim słowem.
Ułożył wielki łeb na łapach i spostrzegł jej wstążkę. Zdjął ze skrzydła, przyglądając się długo.
- Przynajmniej otrzymałem coś pięknego w świecie cienia. - wyszeptał.
<Tari? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz