Chłopak emanował niezwykle pozytywną energią. Przedstawił się jako Al,
buzia mu się nie zamykała. Opowiadał o sobie swojej rodzinie, o tym jak
został uczniem Asmistusa jednocześnie przerywając co jakiś czas, by
oznajmić mi fakt historyczny związany z miejscem, obok którego akurat
przechodziliśmy. Miał tak dużą wiedzę, że czułam się przy nim mało
inteligentna i głupia. Wiedziałam, iż nie miałam żadnych szans z małym,
niepozornym chłopcem. Mimo swoich 12 lat był niezwykle dojrzały i
opanowany.
- Leciałeś kiedyś na smoku? - spytałam, jakby od niechcenia.
- Nie... Nigdy nie widziałem smoka. - mruknął Albert z nutką żalu w głosie.
- A chciałbyś?- chłopiec momentalnie stanął miejscu i skierował swój
wzrok na moją twarz. W jego dużych oczach zobaczyłam małą iskierkę
nadziei.
- Dlaczego pytasz?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Bo zaraz będziesz miał okazję.- z wielkim wysiłkiem zdobyłam się na ledwie widoczny uśmiech i wskazałam ręką na niebo.
- Nic nie widzę...- Al był nieco zmieszany. Chyba myślał, że sobie z
niego żartuję. No cóż. Nie był Aniołem, który potrafi ujrzeć lekkie
drgania powietrza.
W tym momencie zza chmur wyleciała Kongrahti. Potężne uderzenia jej
skrzydeł raz za razem wysyłały w naszą stronę silne podmuchy wiatru.
Runy na jej ciele żarzyły się błękitem, tworząc na jej piersi
majestatyczny wzór. Powoli zniżyła lot i opadła ku nam. Z gracją dopadł
ziemi i zwinnie stanęła przede mną.
- Witaj, Najmilsza.- powiedziałam lekko i przytuliłam się do wielkiego
pyska smoczycy. Ku zwierzęciu biegła już Kiyoko, radośnie machając
ciężkim ogonem. Zwinnie wsunęła się między łapy Grahti i wtuliła się w
miękkie łuski.
- Cześć, mała. - zamruczała smoczyca, delikatnie głaszcząc wilczycę tak
małą w porównaniu do jej dużego ciała.- Cieszę się, że cię widzę Hazel.
Tęskniłam za naszymi wspólnymi lotami. Polatasz ze mną?- już miala się
na mnie popatrzeć, kiedy jej wzrok przykuł mały, niepozorny chłopiec.- A
ty kim jesteś, młodzieńcze?- Albert niezgrabnie odsunął się do tyłu
zahaczając o balustradę fontanny. Oczy miał szeroko otwarte z
przerażenia i niedowierzania.
- Uważaj Al. - złapałam go za poły płaszcza w chwili, gdy miał właśnie
wykąpać się w fontannie.- To co lecisz? - spytałam chłopaka, zwracając
się w stronę smoka z niemą prośbą.
- Myślę, że mogę zrobić wyjątek i wziąć cię na grzbiet. - Kongrahti udawała obojętną, lecz zżerała ją ciekawość.
- Ja... nie wiem, czy mogę... Mistrz, on musi się zgodzić....
- Masz okazję go zapytać. Właśnie idzie.
<Asmistusie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz