.

.
.
.

niedziela, 23 listopada 2014

Od Hazel - Cd. Asmistusa

Chłopak emanował niezwykle pozytywną energią. Przedstawił się jako Al, buzia mu się nie zamykała. Opowiadał o sobie swojej rodzinie, o tym jak został uczniem Asmistusa jednocześnie przerywając co jakiś czas, by oznajmić mi fakt historyczny związany z miejscem, obok którego akurat przechodziliśmy. Miał tak dużą wiedzę, że czułam się przy nim mało inteligentna i głupia. Wiedziałam, iż nie miałam żadnych szans z małym, niepozornym chłopcem. Mimo swoich 12 lat był niezwykle dojrzały i opanowany.
- Leciałeś kiedyś na smoku? - spytałam, jakby od niechcenia.
- Nie... Nigdy nie widziałem smoka. - mruknął Albert z nutką żalu w głosie.
- A chciałbyś?- chłopiec momentalnie stanął miejscu i skierował swój wzrok na moją twarz. W jego dużych oczach zobaczyłam małą iskierkę nadziei.
- Dlaczego pytasz?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Bo zaraz będziesz miał okazję.- z wielkim wysiłkiem zdobyłam się na ledwie widoczny uśmiech i wskazałam ręką na niebo.
- Nic nie widzę...- Al był nieco zmieszany. Chyba myślał, że sobie z niego żartuję. No cóż. Nie był Aniołem, który potrafi ujrzeć lekkie drgania powietrza.
W tym momencie zza chmur wyleciała Kongrahti. Potężne uderzenia jej skrzydeł raz za razem wysyłały w naszą stronę silne podmuchy wiatru. Runy na jej ciele żarzyły się błękitem, tworząc na jej piersi majestatyczny wzór. Powoli zniżyła lot i opadła ku nam. Z gracją dopadł ziemi i zwinnie stanęła przede mną.
- Witaj, Najmilsza.- powiedziałam lekko i przytuliłam się do wielkiego pyska smoczycy. Ku zwierzęciu biegła już Kiyoko, radośnie machając ciężkim ogonem. Zwinnie wsunęła się między łapy Grahti i wtuliła się w miękkie łuski.
- Cześć, mała. - zamruczała smoczyca, delikatnie głaszcząc wilczycę tak małą w porównaniu do jej dużego ciała.- Cieszę się, że cię widzę Hazel. Tęskniłam za naszymi wspólnymi lotami. Polatasz ze mną?- już miala się na mnie popatrzeć, kiedy jej wzrok przykuł mały, niepozorny chłopiec.- A ty kim jesteś, młodzieńcze?- Albert niezgrabnie odsunął się do tyłu zahaczając o balustradę fontanny. Oczy miał szeroko otwarte z przerażenia i niedowierzania.
- Uważaj Al. - złapałam go za poły płaszcza w chwili, gdy miał właśnie wykąpać się w fontannie.- To co lecisz? - spytałam chłopaka, zwracając się w stronę smoka z niemą prośbą.
- Myślę, że mogę zrobić wyjątek i wziąć cię na grzbiet. - Kongrahti udawała obojętną, lecz zżerała ją ciekawość.
- Ja... nie wiem, czy mogę... Mistrz, on musi się zgodzić....
- Masz okazję go zapytać. Właśnie idzie.
<Asmistusie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz