Założyłem ręce na piersi, przyglądając się uważnie Upadłej.
- To zależy. - powiedziałem wreszcie.
- Od nagrody? - szybkim ruchem wyciągnęła sporą sakiewkę.
- Schowaj pieniądze. Już mówiłem, nie jestem najemnikiem. - odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę wylotu opustoszałej uliczki.
Za plecami usłyszałem cichy warkot, lecz zignorowałem go. Kobieta szepnęła coś do wilczycy, która najwidoczniej uspokoiła się. Zdziwiło mnie, że Upadła nie podążyła za mną i nie ponowiła prośby. Zdecydowanie należało ją unikać. Pochłonięty myślami nie zauważyłem, kiedy dotarłem do celu. Stara kamienica z zabitymi deskami i osypującym się gdzieniegdzie tynkiem wyglądała na opuszczoną. To tylko pozory. Bez trudy wdrapałem się po gzymsie na niewielki daszek tuż ponad wejściem. Stamtąd, używając do oparcia dla rąk i stóp zdobień i szczelin między cegłami zdołałem dostać się do niewielkiego okienka z wybitą szybą na poddaszu drugiego piętra. Z trudem przedostałem się przez wąski otwór do środka. Wnętrze wypełniał wszędobylski mrok, a słabe promienie księżyca zakrytego cienką warstwą chmur nie rozpraszały ciemności. Nie potrzebowałem jednak światła, by doskonale widzieć. Bezszelestnie dotarłem do drzwi po drodze omijając zakurzone kufry i rupiecie przykryte brudnym materiałem. Na korytarzu nie zastałem nikogo, więc ostrożnie poruszając się po spróchniałych deskach podłogi przystawałem co chwila, nasłuchując przy kolejnych drzwiach. Wreszcie w pobliżu schodów prowadzących zapewne na pierwsze piętro w ostatnim pokoju dosłyszałem spokojny oddech śpiącego człowieka. "Coś za łatwo idzie..." - pomyślałem powoli uchylając drzwi. Przecisnąłem się przez niewielką szparę i stanąłem na tle jasnej ściany. To był błąd... Rzekomo śpiący osobnik zerwał się natychmiast z łóżka w pełnym ubraniu i rzucił we mnie ostrzem. Zdążyłem przyjąć postać mgły, a niewielki sztylet wbił się w ścianę zamiast w moje ciało. Nim powróciłem do materialnej postaci, mężczyzna otworzył na oścież drzwi i zniknął na korytarzu. Czym prędzej pognałem za nim. Zbiegał schodami w dół do wyjścia z budynku. Pospiesznie przeskoczyłem balustradę, lądując na stopniach piętro niżej. Pech chciał, że przegniłe deski nie wytrzymały mojego ciężaru i zapadłem się w podłodze z głuchym trzaskiem pękającego drewna. Zakląłem szpetnie, gdy cholerny szczur mijał mnie z wrednym uśmieszkiem. Nim zdołałem wydostać się z pułapki, gość zniknął już na parterze. Ruszyłem w pościg za draniem ostrożniej stawiając stopy. Jeśli nie zdołam go zatrzymać w ciągu kilku chwil, rozpłynie się w mroku. Nagle usłyszałem czyjś krzyk i znajome warczenie. Klnąc na czym świat stoi, wybiegłem przez otwarte na oścież drzwi omal nie wpadając na Upadłą trzymającą mocno za ubranie szarpiącego się nieszczęśnika.
- Może jeszcze raz porozmawiamy o propozycji? - uśmiechnęła się zalotnie.
- Co masz do zaproponowania Aniołku? - powiedziałem, krzywiąc się przy tym złośliwie.
<Hazel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz