.

.
.
.

sobota, 22 listopada 2014

Od Iris

Ciało wreszcie przestało drgać w kałuży własnej krwi. Oparłam stopę o bark włochatej bestii i szarpnęłam mocno. Musiałam powtórzyć czynność kilkakrotnie, by wreszcie uwolnić sztylet. Umyłam ostrze garścią śniegu i dla pewności wytarłam skrawkiem płaszcza. Klinga wolna od posoki jarzyła się delikatnym, błękitnym blaskiem run. Obojętnie spojrzałam po raz ostatni na ciało lodowego wilka i truchło martwego konia. Pozostawiłam biedne zwierzę, by rozejrzeć się nieco po okolicy. Kiedy wróciłam, bestia właśnie rozpoczęła posiłek. Mocniej naciągnęłam kaptur na głowę, by choć trochę osłonic twarz przed lodowatym wiatrem. Dodatkowo osłoniłam nos i usta grubym szalem. Miałam na sobie ciepłe ubrania w kolorze śniegu, a na to wszystko narzucony dodatkowo obszerny płaszcz. Westchnęłam z lekkim żalem, resztę drogi przejdę pieszo. Cóż mnie podkusiło, by przyjąć zlecenie bogatego paniczyka, któremu zachciało się skóry lodowego smoka? Oferował sporo, choć samo zadanie przyjęłam bardziej z ciekawości. No cóż, przeklęłam cicho własną głupotę. Kto potrafi przeżyć na takim lodowym zadupiu i gdzie mieszkają te cholerne bestie?! Wiatr siekł niemiłosiernie bryłkami lodu, zapewne zbierało się na zamieć. Na szczęście zewsząd otaczały mnie góry, więc o jaskinię łatwo, gorzej o niezamieszkałą. Westchnęłam po raz nie wiadomo który i zmieniłam postać w śnieżnego sokoła. Z trudem wzbiłam się w powietrze, walcząc z silnym wiatrem. Zdaje się, że to nie był najlepszy pomysł. Po dłuższych zmaganiach z żywiołem wyczerpana padłam w głęboki śnieg na półce skalnej. Resztkami sił podniosłam głowę, spoglądając na wejście ogromnej pieczary. Znając moje szczęście, na pewno będzie zamieszkała przez trolle, co najmniej trzy. Mimo, że te potwory z natury wolały prowadzić samotniczy tryb życia. No cóż, nie miałam zbyt wielkiego wyboru między zamarznięciem na śmierć a podjęciem ryzyka zbadania jaskini. Walcząc z sennością wstałam ociężale, przytrzymując się skały. Ostrożnie zajrzałam do środka. Mrok gdzieniegdzie przebijały świetlne refleksy wpadające do środka przez szczeliny w sklepieniu, bądź kominy powietrzne. Nigdzie nie dostrzegałam śladów życia, co nie znaczy, że nikt tu nie mieszkał. Wypatrzyłam kryjówkę za niewielkim głazem kilka metrów od wejścia. Powoli dowlokłam się w upatrzone miejsce, nie robiąc więcej hałasu niż spadający liść. Nasłuchiwałam przez dłuższą chwilę. Wszechobecną ciszę gdzieś w oddali przerwało ciche westchnienie. Wysiliłam słuch, ale nie powtórzyło się więcej. Czy to tylko wytwór wyobraźni zmęczonego umysłu? Przekradając się lodowymi korytarzami, dotarłam w końcu do jaskini o sporych rozmiarach. W ciemnym kącie dostrzegłam ogromny kształt śpiącego smoka...

<który z braci podejmie wyzwanie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz