.

.
.
.

wtorek, 18 listopada 2014

Od Matafleur - Cd.Selthusa

- Niedaleko stąd, raptem kilka minut drogi na wschód - odpowiadam z uśmiechem, wzruszając lekko ramionami. Oczywiście nie wspominam o tym, że chodzi mi o kilka minut lotu, a nie marszu. - Tutejsze jaskinie są całkiem wygodne.
- Mieszkasz w jaskini, pani? - Albis rzuca mi zdziwione spojrzenie. - Sama?
Przytakuję, nieco zdziwiona jego zdziwieniem. Czy to nie oczywiste, że smoki lubią mieszkać w jaskiniach?
- To nieco niebezpiecznie, nie sądzisz? - dopytuje, brnąc przez wodę w kierunku wodospadu. Spodnia część szaty wyraźnie mu to utrudnia i jestem coraz bardziej pewna tego, że za moment się przewróci.
- To chyba nor... - urywam, coś sobie nagle uświadamiając. Oni najwyraźniej nie wiedzą, że jestem smokiem! Jestem ciekawa za co w takim razie mnie wzięli, bo chyba upał nie stępił ich umysłów na tyle, by uważali mnie za zwykłego człowieka? Nieważne z resztą. Tak czy siak nie mam najmniejszego zamiaru wyprowadzać ich z błędu. Niech sobie myślą, że spotkali jedynie bezbronną dziewczynę. Tak będzie nawet lepiej... przynajmniej dla mnie. Im niekoniecznie spodoba się fakt, że zaatakuję nekromantę, gdy tylko zrobi się chłodniej. - To chyba nic takiego - poprawiam się szybko, bez zająknięcia. - Dżungla nie jest aż tak niebezpieczna, gdy wie się o niej kilka rzeczy.
Albis mija mnie i napełnia dzbanek, ustawiając się tak, by spadająca woda przy okazji też go ochłodziła. Później, prychając i otrząsając się, wraca na brzeg i podaje naczynie bratu, który niemalże z wdzięcznością je przyjmuje. Obserwuję ich ze średnim - nie mówiąc już, że znikomym - zainteresowaniem.
Nagle coś o zębach ostrych niczym igły wgryza się w moją kostkę. Zrywam się natychmiast z cichym jękiem, unosząc prawą nogę, i niemal przewracam się do tyłu. Udaje mi się tego uniknąć tylko dzięki jednemu z wielkich kamieni, o który w ostatniej chwili się opieram.
- Skąd to cholerstwo się tu nagle wzięło?! - warczę, próbując pozbyć się uczepionego mojej łydki niebieskiego żyjątka, które wydaje się składać tylko z pary krótkich nóżek i łapek i olbrzymiej, zębatej paszczy. Jestem pewna, że muszę teraz wyglądać komicznie i ta świadomość rozwściecza mnie jeszcze bardziej.
Udaje mi się pozbyć na chwilę stworka, ale wydaje się, że on wcale nie ma zamiaru odpuszczać. Znów szykuje się do ataku, ale nim udaje mu się mu się do mnie podpłynąć, wchodzę na największy z kamieni. Sama nie wiem, jakim cudem udaje mi się to w tej postaci, tutaj jednak znajduję się poza zasięgiem małego drania i tylko to na razie mnie interesuje.
Moja kostka krwawi lekko, ale po za tym chyba nic mi nie jest... i wolę, by tak pozostało. Teoretycznie bestia moich rozmiarów nie powinna uciekać przed czymś takim, bo to nie przystoi, ale jestem pewna, że nie miałabym szans z tą małą kreaturą. Przynajmniej nie w tej formie.
Jednak jakby kto pytał, to oficjalna wersja jest taka, że próbuję trzymać się roli i udawać bezbronną. Tak, to zdecydowanie lepiej brzmi...
- Czy któryś z was mógłby to zabrać? - pytam, gdy stworek zaczyna wspinać się na kamień. - Będę zobowiązana.

< Selthus? xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz