Smok oczywiście musiałby być głuchy by jej nie usłyszeć. Krzyknęła tak głośno, że chyba w całej jaskini echo poniosło głos. Z miną męczennika przekrzywił głowę. Podejrzewał, że właśnie tak się dzieje jak ktoś ma dobre chęci, a wychodzi z tego nico. Warknął ogłuszająco, zwracając na siebie ich uwagę.
- Wybaczcie gołąbki, ale nigdzie nie pójdziecie.
Krigar drgnął, ale nie miał się nawet czym bronić. Poza tym chyba by nie potrafił.
- Wypuść nas, nic ci nie zrobiliśmy.
- Wszedłeś do mojej jaskini. - syknął, opuszczając głowę.
- Taaak, ale nie chciałem.
- Och, czyli mam rozumieć, że znalazłeś się tu całkiem przypadkiem? - zadrwił gad.
- Em... właściwie...
- Zamilcz! - krzyk zwielokrotniło echo, a lodowe sople na suficie zadrżały niebezpiecznie. Smok ułożył się wygodniej, zamykając sobą wyjście z jaskini. A innego nie było. - I tak nie możecie wyjść.
- Jestem pewien, że jakoś się dogadamy. - powiedział spokojnie chłopak.
Mediterano zmrużył niebezpiecznie oczy.
- Nie bądź. Póki co jesteście moimi przymusowymi gośćmi. - dla podkreślenia słów zionął lodowym podmuchem.
Gdy mgiełka opadła ujrzeli, że wokół każdego z nich uformowała się klatka z lodu. Mediterano kiwnął zadowolony głową.
- To teraz sobie porozmawiamy. - powiedział siadając wygodniej. Machał z tyłu ogonem jak zadowolony kociak. - Kim jesteście, co tu robicie i ilu was jest. Mówcie grzecznie, a może was nie zjem.
Na zewnątrz ujrzeli jak zaczął coraz mocniej sypać śnieg. Jeśli ktokolwiek ruszył na ratunek musiał do tej pory zgubić ich ślady.
<Rosalie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz