Dziewczyna czuła jak się kołysze, że coś ją niesie. Z bólem otworzyła
oczy i spojrzała na … smoka?! Wielkiego, lodowego smoka, który niósł też
jelenia. Wreszcie doszliśmy do jakiejś ogromnej jaskini. Tam smok
rzucił ją o ścianę tak, że straciła oddech na ułamek sekundy. Gad
przestał się interesować Rosalie i jej jeleniem. Odszedł w bezpieczne
miejsce w pieczarze i ułożył się do snu. Dziewczyna nerwowo wstała i
obejrzała zwierzaka. Nic mu się nie stało oprócz tego, że był
wycieńczony.
- To na razie kwestię podróży mamy z głowy. – mruknęła Rose. Jeleń mrugnął do niej jakby ją przepraszam.
- Nie sądzę. – powiedział dobrze znany jej głęboki, łagodny głos.
- Krigar! – krzyknęła dziewczyna i rzuciła mu się na szyję. Po czym odskoczyła rumieniąc się i spojrzała na swoje buty.
- Lepiej wracajmy, Dante mnie zarżnie za to, co zrobiłem. – przewrócił oczami.
- A – Ale nie mogę zostawić Lance’go. – powiedziałam.
- Lance’go? Czy to twój jeleń? – spytał oszołomiony.
- Pełne imię do Lancelot. To, co z nim?
- Niech odzyska siły. Ten smok to nie wygląda na przyjaźnie nastawionego. Zmywajmy się jak najszybciej.
Podeszłam Lancelota i wyjęłam mały flakonik. Odkręciłam i wlałam
odrobinę płynu do jego pyszczka. Jelonek otworzyła błyszczące oko i
wstał.
- To wywar z bluszczu. Dodaje sił. – wyjaśniłam zdziwionemu Krigar’owi.
Wyszliśmy szybko na zewnątrz, gdzie zobaczyłam w oddali białego ogiera.
Nie dało się go nie rozpoznać – Dante…
- Krigar. Nie możemy dać się mu złapać. Uciekamy.
(Krigar?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz