Rosalie wskoczyła lekko na konia i popatrzyła na Dantego z nieskrywaną
urazą. Co to za gość?! Co on sobie w ogóle myśli?! Spięła konia i
zrównała się z Krigar’em.
- Nie obchodzi mnie, co sobie myśli twój braciszek. Ale ja jadę dalej.
Nie chcę, żeby wziął mnie za mięczaka. – szepnęła głosem ociekającym
goryczą. Chłopak siedział na myszatym koniu.
- To twój? Skąd się tu wziął? – spytała zdziwiona.
- Tak jakby mój. Zawołałem go. Przecież nie będziemy jechać we dwójkę.
Rose wzruszyła ramionami. Jej było wszystko obojętne. Patrzyła tylko na Dantego morderczym spojrzeniem.
- Czasami potrafi być wkurzający. – powiedział Krigar kładąc jej rękę
na ramieniu – Ale to wspaniały dowódca i chcąc nie chcąc – mój starszy
brat. Postarasz się być grzeczna?
- Nie traktuj mnie jak dziecko! – warknęła – Poza tym Dante nie ma o
niczym pojęcia, jeśli chodzi o zwierzęta. Skąd mamy mieć pewność, że te
pająki nie chciały nam czegoś przekazać?
- Nie mamy pewności. Ale przecież Dante…
Rosalie potrząsnęła głową i podjechała kłusem dalej. Z jednej strony
chłopak był odważny, niezależny, a z innej perspektywy jednak bał się
tego brata. Zrównała się z wilkiem. Zwolniła konia i popatrzyła w dal.
Czuła spojrzenie mężczyzny na sobie.
<Dante? Krigar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz