.

.
.
.

środa, 19 listopada 2014

Od Rosalie - Cd. Dantego

Dziewczyna zarumieniła się ze złości, a w jej oczach błysnął gniew. Odwrócił wzrok i złapała mocniej wodze. W myśli liczyła końskie kroki …dziewięćdziesiąt trzy … dziewięćdziesiąt cztery … dziewięćdziesiąt pięć … Uspokoiła się trochę i szczelniej opatuliła płaszczem. Za nią Krigar siedział kołysząc się w siodle, a Dante jechał wyprostowany na swoim wilku. Rosalie wyjęła z kieszeni nóż i kawałek drewna. Zaczęła rzeźbić swojego jelenia. Po chwili usłyszała głośny huk. Podskoczyła z zaskoczenia i spojrzała w tamtą stronę. Nad niebem unosiła się gęsta fala ciemnego dymu. Konie skuliły uszy i parsknęły nerwowo.
- Zagalopujemy. – powiedział głośno Dante i spojrzał kątem oka na elfkę – Umiesz galopować?
- Weź się odczep, za kogo ty mnie masz?! – warknęła rozjuszona i cwałem odjechała dalej. Nie wiedziała, gdzie jechać, ale na pewno jak najdalej od tego faceta. Po chwili bardziej wyczuła, że jest sama. Zahamowała konia i rozejrzała się wokół. Nigdzie ani śladu jej towarzyszy.
- Pięknie! – parsknęła i zdjęła łuk. Nagle usłyszała jakiś trzask. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła człowieka. Trzymał łuk z cisu z grotem strzały wymierzonym w nią. Wystrzeliła w ułamku sekundy przed tym człowiekiem. Pocisk trafił go prosto w pierś. Ale na jednej osobie się nie skończyło. Gromady ludzi podchodziły do niej wolno. Rosalie zawróciła konia i pogalopowała z powrotem. Wokół głowy śmigały jej strzały. Wreszcie jedna trafiła ją w ramię. Dziewczyna syknęła z bólu i wyrwała strzałę. Była z jasnego, prawie białego drewna. Po chwili przed ni pojawił się konny jeździec.
- Oddaj broń i poddaj się. Jeśli nie chcesz zginąć… - wycedził. Za nią pojawił się tabun ludzi. Powoli zdjęłam strzałę z cięciwy i rzuciłam łuk na ziemię.

(Dante? Chyba potrzebuję pomocy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz