Dziewczyna zarumieniła się ze złości, a w jej oczach błysnął gniew.
Odwrócił wzrok i złapała mocniej wodze. W myśli liczyła końskie kroki
…dziewięćdziesiąt trzy … dziewięćdziesiąt cztery … dziewięćdziesiąt pięć
… Uspokoiła się trochę i szczelniej opatuliła płaszczem. Za nią Krigar
siedział kołysząc się w siodle, a Dante jechał wyprostowany na swoim
wilku. Rosalie wyjęła z kieszeni nóż i kawałek drewna. Zaczęła rzeźbić
swojego jelenia. Po chwili usłyszała głośny huk. Podskoczyła z
zaskoczenia i spojrzała w tamtą stronę. Nad niebem unosiła się gęsta
fala ciemnego dymu. Konie skuliły uszy i parsknęły nerwowo.
- Zagalopujemy. – powiedział głośno Dante i spojrzał kątem oka na elfkę – Umiesz galopować?
- Weź się odczep, za kogo ty mnie masz?! – warknęła rozjuszona i cwałem
odjechała dalej. Nie wiedziała, gdzie jechać, ale na pewno jak najdalej
od tego faceta. Po chwili bardziej wyczuła, że jest sama. Zahamowała
konia i rozejrzała się wokół. Nigdzie ani śladu jej towarzyszy.
- Pięknie! – parsknęła i zdjęła łuk. Nagle usłyszała jakiś trzask.
Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła człowieka. Trzymał łuk z cisu z
grotem strzały wymierzonym w nią. Wystrzeliła w ułamku sekundy przed tym
człowiekiem. Pocisk trafił go prosto w pierś. Ale na jednej osobie się
nie skończyło. Gromady ludzi podchodziły do niej wolno. Rosalie
zawróciła konia i pogalopowała z powrotem. Wokół głowy śmigały jej
strzały. Wreszcie jedna trafiła ją w ramię. Dziewczyna syknęła z bólu i
wyrwała strzałę. Była z jasnego, prawie białego drewna. Po chwili przed
ni pojawił się konny jeździec.
- Oddaj broń i poddaj się. Jeśli nie chcesz zginąć… - wycedził. Za nią
pojawił się tabun ludzi. Powoli zdjęłam strzałę z cięciwy i rzuciłam łuk
na ziemię.
(Dante? Chyba potrzebuję pomocy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz