Szłam szybko przez las. Coś mnie goniło, ale nie wiedziałam co. Na
karku czułam ciepły oddech tej istoty, mimo, że jej nie widziałam.
Słyszałam dyszenie, warczenie i cichy chrapliwy oddech. Co to do diabła
jest?! Po chwili to coś ustało, … ale pojawiło się przede mną! Uciekałam
przed niewidzialnym wrogiem – ekstra! Nagle wpadłam na jakiegoś
chłopaka. Już miałam go wyminąć, kiedy ten chwycił mnie za rękę i
pociągnął w dół rozpadliny. Wpadaliśmy w jakieś błoto i ukryliśmy się w
norze. Natrętny dźwięk ustał, ale nagle pojawiło się jego źródło –
dziwne zwierzę przypominające kolczatkę, ale większe i pokryte gęstym,
splątanym futrem. Szukało nas wzrokiem przez chwilę, po czym potruchtało
dalej.
- Miałaś szczęście. – powiedział do mnie nieznajomy – Dertusy są
okropne – najpierw zwabiają w pułapki, a potem zabijają i zjadają. Ale …
niektórzy się z nimi przyjaźnią. – wzruszył ramionami. Ja siedziałam
cicho wpatrując się w towarzysza.
- Jestem Krigar, a ty? – spytał przyjaźnie.
- Rozalie… - wyszeptałam.
(Krigar?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz