.

.
.
.

sobota, 15 listopada 2014

Od Rosalie do Krigar’a

Szłam szybko przez las. Coś mnie goniło, ale nie wiedziałam co. Na karku czułam ciepły oddech tej istoty, mimo, że jej nie widziałam. Słyszałam dyszenie, warczenie i cichy chrapliwy oddech. Co to do diabła jest?! Po chwili to coś ustało, … ale pojawiło się przede mną! Uciekałam przed niewidzialnym wrogiem – ekstra! Nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka. Już miałam go wyminąć, kiedy ten chwycił mnie za rękę i pociągnął w dół rozpadliny. Wpadaliśmy w jakieś błoto i ukryliśmy się w norze. Natrętny dźwięk ustał, ale nagle pojawiło się jego źródło – dziwne zwierzę przypominające kolczatkę, ale większe i pokryte gęstym, splątanym futrem. Szukało nas wzrokiem przez chwilę, po czym potruchtało dalej.
- Miałaś szczęście. – powiedział do mnie nieznajomy – Dertusy są okropne – najpierw zwabiają w pułapki, a potem zabijają i zjadają. Ale … niektórzy się z nimi przyjaźnią. – wzruszył ramionami. Ja siedziałam cicho wpatrując się w towarzysza.
- Jestem Krigar, a ty? – spytał przyjaźnie.
- Rozalie… - wyszeptałam.
 
(Krigar?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz