Shang zamruczał jak wielki kot.
- Uważaj bo jeszcze się do tego przyzwyczaję.
- Byłoby w tym coś złego? - zapytała gładząc delikatne łuski.
- Owszem bo nie wiem ile czasu mi zostało na tym ziemskim padole smutków. Nie chcę się do niczego przyzwyczajać. - powiedział otwierając oczy.
Ich fioletowy blask, oświetlał okolicę. Nie oddychał, właściwie nie musiał skoro nie był żywy. W ciszy wokół można było usłyszeć delikatne trzaski buzujących w nim płomieni. Położyła głowę na łapie gada.
- Rano będę musiała wyruszyć.
- Mhm.
- A ty?
- Mnie zapewne już nie będzie.
Uniosła głowę tak szybko, że omal nie uderzyła się w nią.
- Jak to?!
- Nie martw się tak Irmão, po prostu nie mogę podróżować za dnia. Będę musiał przeczekać... gdzieś.
Zmarszczyła brwi.
- Dlaczego nie wyruszysz teraz?
- Bo ty musisz spędzić bezpieczną noc.
Zamknęła ze zdumienia usta.
- Zostajesz tu dla mnie?
- Śpij Irmão. Nic ci nie grozi.
- Ale... gdzie się schowasz? Wiesz, jesteś dość spory.
Zaśmiał się cicho.
- Potrafię zmienić formę. Będę taki mały, że zmieszczę się do kieszeni.
Teraz chyba faktycznie ją zaciekawił, bo przewróciła się na brzuch i spojrzała błyszczącymi oczami.
- Mów.
Westchnął i ułożył wygodniej łeb.
- Męcząca jesteś.
- Mhm wiem. Mów.
- Zamieniam się w płomień, niewielki. Musiałem się tego nauczyć gdyż mój były Arato... - usłyszała rozpacz w jego głosie. - wolał, abym nie zawsze rzucał się w oczy.
- A co jeśli cię złapię? I włożę do kieszeni?
Zaśmiał się i poruszył wielkimi skrzydłami.
- Proszę bardzo. Najwyraźniej tak chciał los. Może tam gdzie się udasz spotkam mojego nowego Mistrza. A teraz śpij.
<Alice? Smok w kieszeni? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz