Shang otoczył ją mocniej ramieniem, wyczuwając jak bardzo drży. Nie sądził by ktoś mógł bać się czegoś tak drobnego jak burzy. Wielokrotnie latał w nocy gdy szalała i zupełnie nic nie odczuwał, prócz może małej irytacji przez wszędobylską wodę która skapywała licznymi szczelinami ciała i paskudnie syczała w środku, dochodząc do fioletowego ognia. Wyciągnął rękę w kierunku odległego wejścia i skupił energię. Było ciemniej więc jego moc zdecydowanie wzrosła. Zabłysło na fioletowo a w tamtym miejscu powstało coś na kształt przeźroczystej bariery. Odgradzało ich od wiatru i nieco dźwięku. Wywołał małe fioletowe ogniki, podobne do tego w który zamieniał się za dnia. Od razu zrobiło się przyjemniej. Poczuł jak Alice się odpręża. Oparła głowę na jego ramieniu a on zesztywniał natychmiast. Dawno nie był tak blisko z kimkolwiek, tym bardziej kobietą. Nie żeby mu to jakoś szczególnie przeszkadzało... w końcu była bardzo ładna i w ogóle, ale zdecydowanie jej nie ufał. Nie dalej jak godzinę temu chciała go zabić i była opryskliwa jak jadowita kobra. Wolał nie ryzykować i pozostał czujny.
Pogoda poprawiła się kilka godzin później. Mimo, że nadal padał deszcz, burza stanowiła tylko nieprzyjemne wspomnienie. Odległe grzmoty były niemal niesłyszalne w ciepłej teraz jaskini. Fioletowe ogniki goniły się nawzajem jakby faktycznie posiadały własny umysł. Gdy smok się poruszył, przez przypadek obudził drzemiącą dziewczynę. Nie sądził, że ktokolwiek mógłby zasnąć w jego towarzystwie. Cóż, ostatnio miewał wiele niespodzianek.
Spojrzała zaspanym wzrokiem.
- Ja się czujesz? - zapytał kucając naprzeciw niej.
- Lepiej. - poprawiła włosy i wstała.
Wyczuł, że już podniosła znajomą barierę, czyli nie będzie miła... wielka szkoda. Poruszał obolałymi skrzydłami i zniósł przegrodę zasłaniającą wejście jaskini. Zimny wiatr wtargnął natychmiast. Z nieba kapała drobna mżawka.
- W takim razie żegnaj. - powiedział kierując się na zewnątrz.
Ruszyła za nim w ciszy. Odwrócił się jeszcze i chwycił jej twarz w dłonie. Była zbyt zaskoczona aby zareagować. Delikatnie ucałował ją w czoło.
- Uważaj na siebie Irmão i nie daj się złapać. Ludzie bywają okrutni. - odszedł kawałek i zamienił w olbrzymią skrzydlatą bestię.
Fioletowe płomienie wychodziły z wystających kości żeber. Potrząsnął łbem i rozwinął skrzydła.
- Żegnaj Irmão. - powiedział nie patrząc już na nią i wzleciał w ciemne przestworza.
<Alice? :3 co teraz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz